poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Smart girls get more!

          Jeszcze przed świętami dostałam paczkę od firmy Smart Girls Get More, którą zawsze uwielbiałam i jeśli śledziliście mnie na instagramie, to na pewno zauważyliście, że kosmetyki tej marki towarzyszą mi w życiu codziennym. Dzisiaj mam dla Was post, w którym skupimy się chyba głównie na kolorach ust, ale oczywiście znajdzie się coś dla fanek konturowania i wystrzałowego oka! ;)


W takim razie zacznijmy od kosmetyków Trio Blush. Z tej serii są trzy odcienie:

  • 01 PINK
  • 02 PEACH
  • 03 BRONZE
W mojej paczce znalazłam Peach i Bronze. Nie byłam pewna co do odcienia 03, ale okazało się, że przy zmieszaniu dwóch kolorów powstanie idealna mieszanka i tak też robiłam i ten produkt stał się moim ulubieńcem. Odcień Peach też okazał się bardzo fajny. Nigdy nie używałam różu, choć dostawałam już od wielu firm, uważałam, że nie jest to mi potrzebne i dobrze mi z samym bronzerem i rozświetlaczem. Ale kiedy użyłam go kilka razy, okazało się, że wiele lat żyłam w błędzie i róż na policzkach dodaje totalnej świeżości i buzia robi się promienna. Co do kolorów to nie mam jakiegoś mega porównania, ale ten jest bardzo lekki, nie rzuca się bardzo w oczy i ma drobinki, które mienią się fajnie w świetle. Teraz róż stał się moją codziennością ;)

Ich cena to: 12,99zł



Kolejnymi produktami są tusze do rzęs. Od kilku miesięcy makijaż oka stał się dla mnie najważniejszy, a szczególnie wygląd rzęs. Muszą być długie, podkręcone i wyraziste. Bardziej do gustu przypadła mi szczoteczka z tuszu panoramic lashes mascara, ale niestety mój nos nie jest w stanie znieść jego zapachu, dlatego podmieniłam szczoteczki i do tuszu Curl Up używam szczoteczki z tego drugiego i efekt jest niesamowity (widać na zdjęciach makijażu poniżej). Myślę, że ten biały tusz też zużyję tylko po prostu będę musiała jakoś uodpornić się na zapach.

Ich ceny to:
Panoramic Lashes Mascara: 9,99zł
Curl Up Mascara: 7,99zł 


Następną rzeczą jest bronzer, który towarzyszył mi od wielu lat i dosłownie zawsze z niego korzystałam. Ma fajny odcień i kosztuje dosłownie grosze, dlatego kupiłam go kiedyś zaczynając swoją przygodę z makijażem, ale tak się składa, że nawet przez myśl nie przeszło mi, aby wymienić go na inny. Dopiero teraz zrobiłam sobie od niego małą przerwę i używam ten z serii Trio Blush, ale gdy tamten się skończy, od razu wracam do tego. Myślę, że każda z nas wiele o nim słyszała, bo ten bronzer używa nawet Honorata Skarbek. Jest delikatny, odpowiedni do lekkiego, codziennego makijażu.
Jego cena to: 7,99zł 


Sypkie pudry ryżowe kiedyś nie przekonały mnie do siebie, bo zraziłam się jednym, który robił mi dziwne plamy na twarzy, źle się rozprowadzał itp. Uznałam, że każdy taki jest i po prostu nie są dla mnie, dlatego katowałam się pudrami matującymi, które ciemniały w połączeniu z podkładem i na twarzy pojawiała się okropna maska. Gdy w pudełku zobaczyłam puder ryżowy, od razu odstawiłam go na bok i powiedziałam stanowcze: "NIE". Dopiero po jakimś czasie po otwarciu mojej szuflady pełnej kosmetyków, których jeszcze nie przetestowałam, sięgnęłam po niego. Nałożyłam swój ulubiony podkład, wzięłam pędzel i nałożyłam puder Fix&Matt. Byłam zdziwiona. Na twarzy żadnych plam, nie stworzył efektu maski, fajnie się rozprowadził. Jeśli chodzi o trwałość to nic powalającego, ale na mojej twarzy to normalne. Rzadko co, sprawia, że jestem matowa na długo. Niestety.
Jego cena to: 12,99zł


Kolejny puder sypki okazał się również fajny. Jest troszkę ciemniejszy od tamtego i lekko widoczny, ale za to efekt matu utrzymuje się dłużej. Czasem mieszam go troszkę z tamtym i efekt jest fajny, bo moja buzia nabiera trochę koloru, ale jednocześnie nie jest za ciemna. W połączeniu sprawdzają się świetnie no i przy okazji starczą na dłużej.

Jego cena to: 12,99zł


Puder prawsowany Fix&Matt już kiedyś u siebie recenzowałam (KLIK), nic się w nim nie zmieniło i zawsze używam go do zdjęć ;) Tym razem zamiast odcienia 01, otrzymałam 02 Translucent Beige. Mimo iż odcień jest troszkę ciemniejszy, nie zmienia to za wiele. Na lato będzie idealny.

Jego cena to: 12,99zł



 Wosk do brwi tak samo recenzowałam już tutaj (KLIK) i od tamtej pory używam go codziennie. Ostatnio nawet na moim InstaStory (KLIK) pokazałam, że już mam końcówkę tego wosku i całe szczęście w paczce przyszedł dokładnie ten sam, w tym samym odcieniu 01 Medium, który jest idealny dla mnie i nie jestem w stanie zamienić go na nic innego.

Jego cena to: 10,99zł



Błyszczyki do ust od jakiegoś czasu są moją miłością. Kocham błysk cieni do powiek i ust. To zdecydowanie podstawa mojego makijażu, bo po prostu czuję się wtedy świeżo. W paczce znalazłam trzy błyszczyki i jedną matową pomadkę, która całe szczęście nie wysusza ust, dlatego jestem w stanie jej używać. Jakie odcienie otrzymałam?:

  • Matt 01
  • Glossy 01
  • Glossy 03
  • Glossy 04
Patrzyłam na stronę i z tych połyskujących istnieje jeszcze 02, który może uda mi się przetestować i Wam pokazać. Z matu natomiast poza nudziakiem, który znalazł się u mnie, są jeszcze trzy różne odcienie, znacznie ciemniejsze i myślę, że też z chęcią bym je przetestowała, bo ostatnio mocniejsze usta zaczęły mi się podobać. Więc jeśli wpadną w moje ręce, na pewno Wam wstawię fotki.

Ich cena to: 9,99zł 


Lip Pencil Jumbo to kredki do ust, które zachwyciły mnie swoją miękkością. Mimo iż mają matowe wykończenie, nie wysuszają ust i fajnie wyglądają na co dzień. Nie czuję się w nich sztucznie. Nie są super trwałe, ale są wygodne do noszenia w torebce i nie jest problemem poprawić usta, co zajmuje kilka sekund. Odcienie, które otrzymałam to nude ginger 02 i nude petal 05. Do tego drugiego bardzo pasuje mi konturówka o odcieniu 01 Nude Pink

Ich cena to: 8.99zł 
Konturówka: 4,99zł 



       Za jakiś czas dodam  dla Was jeszcze na Instagrama zdjęcie makijażu wykonanego tymi własnie kosmetykami, wpadajcie: KLIK



Buziaki,
Moskwa 

piątek, 23 lutego 2018

Odżywka do rzęs Hair Jazz!

Cześć! 

Jakiś czas temu przyszły do mnie dwie odżywki do rzęs w praktycznie tym samym czasie, dlatego też, aby nie mieszać i mieć dokładność w testowaniu, poprosiłam moją przyjaciółkę, aby wybrała jedną i testowała razem ze mną. Używała jej miesiąc, codziennie wieczorem nakładając ją na nasadę rzęs. Byłyśmy niesamowicie ciekawe jak się sprawdzi i oczywiście zrobiłyśmy zdjęcie przed i po ;) Kosmetyki od harmonyplus.pl jak dobrze wiecie, stosowałam już nie raz i dawały niesamowite efekty. Jak było tym razem?

Co pisze producent?:
Serum zapobiega łamaniu się i kruchości rzęs. Poprawia elastyczność, nawilżenie i połysk rzęs, a Twoje spojrzenie staje się spektakularne.

Czy moja przyjaciółka się z tym zgadza?:
Zdecydowanie tak! Kondycja rzęs poprawiła się w mgnieniu oka. Malując je codziennie byłam w stanie zauważyć, że stają się co raz gęstsze, a po zmyciu tuszu, widoczne było ich odżywienie. Znacznie mniej wypadały i podczas malowania perfekcyjnie się układały. 

Produkt nie uczulił, po miesięcznej przerwie od stosowania, rzęsy nie zaczęły wypadać ani nie działo się nic niepokojącego, ogólnie rzecz biorąc produkt godny polecenia, ale myślę, że powinniście zobaczyć to na własne oczy ;) :

Przed:

Widać znacznie mniejszą ilość rzęs, mniej się błyszczą i są cieńsze.

Po:


Zdecydowanie widać zmiany na plus! Rzęs jest więcej, są grubsze, zdrowsze :)

Produkt prezentuje się tak:



Co myślicie? Używaliście już odżywki Hair Jazz od harmonyplus?
Więcej informacji znajdziecie tutaj:
http://harmonyplus.pl/urody/serumnaporostrzeshj


Buziaki,
Moskwa 

piątek, 2 lutego 2018

MoLash - idealnie długie rzęsy

         Hej! Mam tak wiele zaplanowanych wpisów dla Was, a tak malutko czasu :( Na szczęście dzisiaj znalazłam chwilkę i przychodzę tutaj, aby napisać Wam o odżywce MoLash, którą testowałam przez ostatni czas. I jak to mam w zwyczaju podzieliłam to na dwie fazy: Dwa miesiące stosowania (bo na tyle wystarczyła odżywka) i miesiąc obserwowania czy są efekty uboczne. Przez pierwszy miesiąc miałam na sobie sztuczne rzęsy, dlatego też nie zrobiłam zdjęć rzęs przed, ale uwierzcie na słowo, że były krótkie i nie było ich za wiele, stąd też noszenie sztucznych. Przeczytałam na stronie molash.pl, że odżywkę można stosować nawet podczas posiadania nieswoich rzęs, bo nie rozpuszcza ona kleju. Uznałam, że spróbuję i faktycznie tak było. Rzęsy trzymały się tyle co powinny, a po ich ściągnięciu, moje naturalne nie były tak tragiczne jak zazwyczaj. Uznałam, że wow, to serum jednak ma w sobie coś ciekawego. Postanowiłam zrobić przerwę od moich ukochanych sztucznych rzęsek i dzień w dzień, wieczorem, przed snem, nakładałam serum u nasady rzęs i chodziłam spać (tak, musiałam mieć ustawione przypomnienie w telefonie, bo jestem zapominalska, haha). Rano malowałam się jak zwykle i zamiast zwykłego eyelinera nakładałam taki w kredce, który jest w zestawie razem z odżywką. Wyglądałam naturalniej, a moje rzęsy zamiast być obciążone, dostawały kolejnej dawki odżywienia ;) I tak minęły sobie dwa miesiące stosowania, aż przyszedł czas, aby iść na odwyk od MoLash i sprawdzić czy będą jakieś efekty uboczne. A czy były? Zdecydowanie nie! Rzęsy wyglądały idealnie po wymalowaniu, nie wypadają i są zdecydowanie grubsze i zdrowsze :) Tak czy inaczej moje lenistwo wygrało i znowu wróciłam do sztucznych rzęs, aby po prostu oszczędzić na czasie i ich nie malować. Ale siostra, która przedłuża mi rzęsy, miała zdecydowanie więcej pracy, bo jak się okazało, moje rzęsy nagle niesamowicie się rozmnożyły ;)

A teraz chyba ulubiona część każdej recenzji, czyli zdjęcia ;) Na początek fotografie produktu, a na samym końcu efekty:



Rzęski po wymalowaniu:

Myślicie, że odżywka MoLash dała fajny efekt? Stosowaliście? 
Strona, gdzie możecie więcej dowiedzieć się o produkcie: https://molash.pl/


Pozdrawiam,
Moskwa :) 


czwartek, 11 stycznia 2018

Projekt Zdrowie

          No cześć! U mnie jak zwykle totalny brak czasu, ale wpadłam szybko, żeby trochę się rozpisać na temat centum dietetycznego Projekt Zdrowie, gdzie miesiąc temu podjęłam się diety, aby zadbać o siebie :) Post oczywiście nie jest sponsorowany, więc napiszę po prostu to, co myślę, bo wiele z Was (szczególnie dziewczyny) pisze do mnie na Snapchacie i Instagramie, abym powiedziała coś więcej na ten temat, stąd też ten post. Wykorzystam pytania, które zadawaliście mi na sarahah i snapie, aby odpowiedzieć na to, co ciekawi Was najbardziej, a resztę dopowiem od siebie ;)


1. Co to Projekt Zdrowie?

Projekt Zdrowe to Polska sieć centów dietetycznych (ja odwiedzam punkt w Chrzanowie), w których jest udzielana pomoc osobom, które chcą schudnąć, mają problem ze zdrowiem lub po prostu mają ochotę zdrowo żyć (tutaj więcej). Firma funkcjonuje praktycznie tak samo jak w NaturHouse, o którym zapewne więcej się słyszy i do którego parę dobrych lat temu też chodziłam, ale w Projekt Zdrowie jest po prostu taniej i (jak dla mnie) jest lepszy kontakt pomiędzy klientem, a dietetykiem.


2. Co zmotywowało mnie do tego, aby udać się do dietetyka?

Już od dłuższego czasu myślałam nad tym. Nie przeszkadza mi bycie jak to określam: Plus Size i czuję się dobrze będąc "większą", ale po pierwsze robię to dla zdrowia, a po drugie lubię wyznaczać sobie cele, aby mieć po co budzić się codziennie rano i do czegoś dążyć. Na pierwszą wizytę poszłam po dość przykrym dla mnie wydarzeniu, aby pokazać komuś, że umiem coś zmienić, ale dziewczyny, nie róbcie nigdy nic dla nikogo! Róbcie tak, aby to Wam było dobrze. Najważniejsze jest w tym wszystkim zdrowe podejście do sytuacji. Jeśli naprawdę chcecie coś w sobie zmienić, zróbcie to, jeśli ktoś chce coś w Was zmienić, a Wy nie koniecznie, przenigdy tego nie róbcie!
Kolejna motywacja: poszłam do dietetyka tuż przed świętami. Tak, dokładnie! Każdy mi mówił, że jestem głupia zaczynając odchudzać się przed świętami, zamiast się najeść. A potem tylko słuchałam jak to dziewczyny rozpaczają, ze przytyły 3kg... Tak? Przytyłaś? A ja schudłam ponad kilogram i wcale się nie ograniczałam ani nie głodziłam przed kolacją wigilijną ani nie odmówiłam sobie kawałka ciasta. Wszystko z umiarem. Jesteś w stanie schudnąć i być zdrowa, wcale nie jedząc jednego posiłku dziennie. Jadłam 5 posiłków dziennie, w tym kolację wigilijną, normalny obiad z rodziną w pierwszy dzień świąt i oczywiście kawałek cudownego ciasta robionego przez moją mamę. Nie siedziałam z miska sałaty przy stole wigilijnym. Wystarczy fachowa pomoc, dużo wskazówek i jesteśmy w stanie przetrwać wszystko, nie przechodząc ze skrajności w skrajność.
Nowy rok, nowa ja? Po co czekać do nowego roku czy do "poniedziałku" zacznij już teraz. Pamiętaj: TERAZ ALBO NIGDY :)


3. Do kiedy zamierzam być na diecie?

Nie mam określonego czasu, kiedy osiągnę swoją odpowiednią wagę. Chcę przede wszystkim schudnąć zdrowo i nie śpieszyć się z niczym. Nie chciałabym chudnąć pięć kilogramów tygodniowo, bo to za dużo. Gdy ktoś po wizycie u dietetyka pyta mnie ile schudłam, a ja odpowiadam, że kilogram, od razu słyszę "co tak mało?". Jeśli zdrowo równa się mało, to w takim razie chcę chudnąć mało ;) 




4. Ile to wszystko tak właściwie kosztuje i czy każdego na to stać?

Tygodniowy (bo wizyta jest co tydzień) koszt wynosi od 96zł do 106zł, a w tej cenie są już suplementy (można oczywiście też mieć dietę bez suplementacji) i w tej większej kwocie błonnik, który też w tym wszystkim wiele potrafi zdziałać. Czy każdego na to stać? Ja nie zarabiam kokosów, ale kiedy przeliczyłam sobie moje wszystkie wizyty w maku, wydawanie na bzdury i imprezowanie (głównie alkohol), zrozumiałam, że jednak ten dietetyk nie jest taki drogi i wydam tyle samo lub nawet mniej niż na co dzień, a przynajmniej zrobię coś korzystnego dla siebie, swojego zdrowia, ciała i samopoczucia. 

5. Jak wygląda cały mój tydzień i jak mi idzie trzymanie diety?

Każdy dzień wygląda tak naprawdę tak samo, dlatego łatwo się przyzwyczaić. Jesz według rozpisanej diety, przyjmujesz suplementację i raz w tygodniu idziesz na wizytę, gdzie jesteś ważona i Twoj dietetyk analizuje co się wydarzyło w Twoim organizmie przez cały poprzedni tydzień, ile spadło tkanki tłuszczowej, ile wody itp. Dzięki temu dowiadujemy się co powinniśmy poprawić i na czym się bardziej skupić. Co do trzymania diety: nie idzie mi to chyba najgorzej. Nie mam raczej czasu, aby myśleć o podjadaniu, bo praktycznie zawsze jestem w pracy albo robię coś innego. 

6. Jak pogodzić wszystko z pracą i innymi obowiązkami?

Na początku totalnie przerażało mnie gotowanie. Kucharką raczej jestem/byłam fatalną i w kuchni bywałam raczej rzadko. Zawsze robiłam wszystko na skróty i albo nie jadłam nic cały dzień, albo jadłam byle co, byleby szybko i mieć to z głowy. Teraz gotowanie traktuję jak kolejne wyzwanie. Kiedyś wstawałam 2 godziny przed wyjściem, aby się pomalować. Teraz wstaję dwie godziny przed wyjściem z domu, ale nie spędzam godzinę nad robieniem makijażu. Podczas diety moja cera stała się gładziutka, więc nie muszę jej zakrywać i mogę być bardziej naturalna ;) Jak wygląda mój poranek? Wstaję o szóstej, idę pod prysznic, gdy wychodzę robię śniadanie i piję fiolkę (suplementacja), czekam 15 minut na to, aby zjeść i w między czasie suszę włosy i zaczynam robić makijaż, potem jem i akurat jest około siódmej, dlatego biorę się za przygotowanie posiłków do pracy, robię ich tyle ile potrzebuję, w zależności do której jestem w pracy. Nie jest problemem zrobienie posiłku do pudełka i zjedzenie go o wyznaczonej porze. To naprawdę łatwiejsze niż myślałam



I najważniejsze pytanie od mojego "szwagra" na sam koniec:


Myślę, że odpowiedź jest jasna: Kebab to podstawa każdej diety :D 



Tutaj macie kilka zdjęć produktów Projekt Zdrowie:


 Od jakiegoś czasu do każdej wizyty woda gratis ;) Myślę, że całkiem fajny sposób na to, aby przypominać o tym, że nawodnienie organizmu jest naprawdę ważne ;)

Oczywiście serdecznie Was zapraszam na stronę Projekt Zdrowie:
http://projektzdrowie.info/

Znajdziecie tam znacznie więcej informacji, bo ja pisałam wszystko z własnego doświadczenia i według swoich odczuć. Jeśli macie do mnie więcej pytań, możecie pisać gdziekolwiek chcecie: insta, snap, fejs.. ;)

Buziaki,
Moskwa xx



wtorek, 14 listopada 2017

Hair Force - zdrowe, mocne włosy

CZEŚĆ!!

Jakiś czas temu otrzymałam od harmonyplus zestaw "Hair Force". Są to kosmetyki przeciw wypadaniu włosów i oczywiście w pewnym stopniu przyśpieszające ich porost. Szampon oraz odżywka w sprayu starczyły mi na bardzo długo, bo swoją przesyłkę otrzymałam w połowie sierpnia, a używałam do połowy października, więc są to aż dwa miesiące (odżywki nadal troszeczkę zostało). Szamponem myłam włosy co trzecie mycie (u mnie to, co trzeci dzień), a odżywkę codziennie i choć wiem, że producent zaleca stosowanie produktu rano, ja niestety przerzuciłam się na wieczór, bo śpiesząc się do pracy, nigdy nie pamiętałam o tym, aby psiknąć włosy. 

Jak wyglądała aplikacja? Szamponem myłam włosy tak, jak każdym innym, tylko po prostu trzymałam go około dziesięciu minut na włosach, potem spłukiwałam. Odżywkę po myciu każdego dnia psikałam na skórę głowy starając się nie ominąć żadnego miejsca, a następnie wmasowywałam w skórę głowy przez około pięć minut, było to w pewnym stopniu łączenie przyjemnego z pożytecznym, polecam ;) Takie pięć minut dziennie dla siebie po ciężkim dniu ;) 

Efekty, bo to pewnie ciekawi Was najbardziej. Uwielbiam testować, pisać na blogu, recenzować, ale zdecydowanie nie lubię kłamać, dlatego powiem tak: włosy wiadomo wypadają, ale w znacznie mniejszych ilościach i z tego jestem ogromnie zadowolona. Moja szczotka po jednym przeczesaniu potrafiła być cała we włosach. Po około dwóch tygodniach od regularnego stosowania zaczęło być ich co raz mniej, na szczotce, w łazience, w pokoju, a nawet w pościeli. Dwa miesiące minęły mi bardzo szybko, a zorientowałam się po tym, że z tubki z szamponem wyciskałam już resztki produktu. No i od razu po umyciu, korzystając z chwili wolnego czasu przed pracą zrobiłam zdjęcia (ich dokładna data to 23.10.2017), porównując z poprzednim wpisem tutaj, widzę, że włosy nie tylko znacznie urosły (i uwaga, przycinałam je chwilę po dodaniu poprzedniego posta), ale także stały się zdrowsze, mocniejsze i jest ich po prostu więcej. Teraz, gdy to piszę minęły ponad 3 tygodnie odkąd przestałam stosować Hair Force i nadal nic złego się nie dzieje, efekt się utrzymuje, więc całe szczęście nie jest to efekt chwilowy. 





Co myślicie o produktach od harmonyplus?
Stosowaliście? ;) Zauważyłam, że wpisy na temat produktów od harmonyplus mają naprawdę wielką liczbę wyświetleń, lubicie je? Chcecie więcej? ;)


Buziaki,
Moskwa

niedziela, 6 sierpnia 2017

Hair Jazz - porost włosów i termoochrona! EFEKTY PO MIESIĄCU

Wow... Nie było mnie tu od marca! I jak zwykle mam na to wytłumaczenie... Szkoła, matura, nowa praca... Nie miałam kiedy wejść tutaj i napisać, tym bardziej, że pozbyłam się mojego komputera i teraz aby cokolwiek dodać, muszę korzystać z komputera siostry, bądź z telefonu. Mimo braku czasu na bloga, nie zabrakło mi ani chwili na testowanie nowości i dbanie o moje włosy, dlatego wracam tutaj z wielkim hitem, który na moich włosach dał niesamowite efekty. Oczywiście nie mogłoby to być nic innego jak kolejne produkty z serii Hair Jazz od harmonyplus. Jak dobrze wiecie, ich produkty zawsze dawały maksymalne efekty i nigdy na nie nie narzekałam, ale czy tym razem będzie tak samo? Czy będzie całkowicie bez krytyki? Czytajcie... ;)
 
 
Nie mogę powiedzieć, że jestem w 100% zadowolona z tabletek Hair Jazz. Gdy zaczęłam je zażywać, przez 2 tygodnie moje włosy wypadały garściami. Ale z drugiej strony nie jestem w stanie w całości zwalić winę na tabletki, ponieważ zaczęłam zażywać je pod koniec matur, gdy nadal towarzyszył mi ogromny stres, więc włosy mogły wypadać również przez to. Ale pomijając dwa tygodnie "małych" ubytków, tabletki działały jak trzeba. Włosy stały się silniejsze, grubsze, gęstsze i ZNACZNIE DŁUŻSZE! Do tabletek, stosowałam również spray na porost włosów oraz płyn termoochronny. Jak dobrze wiecie, włosy myję, suszę i prostuję codziennie, przez co są mają tendencję do łamania się i rozdwajania. Spray termoochronny starczył mi na około miesiąc i przez ten czas zauważyłam niemałą poprawę w kondycji moich włosów. Wyglądały zdrowo, a efekt prostych włosów miałam wrażenie, że utrzymywał się znacznie dłużej niż bez stosowania płynu. Spray na porost włosów myślę, że wzbogacił działanie tabletek i włosy szybciej stały się dłuższe i mocniejsze. Przez ostatni miesiąc bacznie obserwowałam moje włosy i to czy stosowanie produktów od harmonyplus nie ma skutków ubocznych, ale na szczęście wszystko jest w jak najlepszym porządku. Włosy są mocne, wyglądają zdrowo... Ale po co tyle gadania? Moim zdaniem lepsze od słów są czyny, a w tym wypadku zdjęcia:
 
 
Pierwsze zdjęcie zostało zrobione 27 maja, a drugie 27 czerwca.
Co myślicie o takich efektach?
 
 
 
Tabletki:

http://harmonyplus.pl/pielegnacjawlosow/hairjazz-witaminy

Płyn na wzrost:
http://harmonyplus.pl/pielegnacjawlosow/hairjazz-lotion

Termoochrona:
http://harmonyplus.pl/pielegnacjawlosow/hair-jazz-termoochrona

poniedziałek, 20 marca 2017

Hybrydy z Victoria Vynn!

          Cześć! Wiem, że ostatnio nie było mnie tutaj bardzo długo, ale ponieważ jak dobrze wiecie, przede mną matura, koniec liceum i różne inne obowiązki, muszę trochę się skupić na tym, co teraz najważniejsze, ale spokojnie, 18 maja czeka mnie ostatnia matura ustna i potem obiecuję lepiej zadbać o mój mały kosmetyczny świat ;)
          A dzisiaj, ponieważ znalazłam troszkę wolnego czasu, przychodzę do Was z recenzją lakierów hybrydowych firmy Victoria Vynn, które otrzymałam jakieś dwa miesiące temu, a ponieważ miałam wtedy zrobione paznokcie, musiałam odczekać miesiąc na zrobienie kolejnych, ponieważ nie lubię często ich robić, no a potem kolejny miesiąc zajęło mi testowanie wytrzymałości lakierów itp. :) Ale teraz już wiem na czym stoję, więc napiszę Wam co i jak:

Otrzymałam cztery produkty, tj.: bazę, dwa lakiery oraz top coat. Nie będę pisać Wam czynności, które robiłam po kolei, ponieważ na temat robienia hybryd czy przedłużania żelem, na moim blogu już pisałam.

Zacznę może od początku, czyli od bazy. Nakłada się ją bardzo dobrze, pędzelek jest bardzo precyzyjny, można dokładnie pokryć płytkę paznokcia produktem nie najeżdżając na skórki.
Kolory (041 i 042) są naprawdę świetne. Maluje się nimi bardzo dobrze, można dokładnie pomalować paznokcia nawet w najtrudniejszych miejscach. odcień "Light beige" mimo to, że jest naprawdę jasnym kolorem, dobrze kryje i wystarczą dwie warstwy, aby prezentował się ładnie. produkt "walk of fame" jest to przeźroczystym lakierem z kawałkami złota, dzięki czemu możemy ładnie ozdobić paznokcia i sami zdecydować w jakim miejscu będzie znajdować się złoto i ile go będzie. Świetnie wygląda na odcieniu 041 (tak jak u mnie na zdjęciach poniżej), ale wiadomo, można nakładać na jakikolwiek kolor. Myślę, że na zastosowanie tego lakieru jest nieskończenie wiele opcji. Są to bardzo uniwersalne odcienie i pasują naprawdę do wszystkiego. I jestem wręcz pewna, że "Light beige" będzie moim numerem jeden na zakończenie roku szkolnego i matury. 
Jeśli chodzi o Top Coat, jest naprawdę trwały i paznokcie trzymały się perfekcyjnie, póki sama ich nie ściągnęłam, gdy po prostu zrobiły się już zbyt długie. Ma super konsystencję i nie spływa z paznokcia przed włożeniem do lampy. Pędzelek jak w poprzednich trzech produktach jest bardzo precyzyjny i miło się z niego korzysta. Jak już pisałam produkty są naprawdę trwałe. U mnie trzymały się ponad miesiąc bez jakichkolwiek zarysowań. 

Efekty macie poniżej:





Jak Wam się podobają efekty? Mnie bardzo!
W produkty możecie zaopatrzyć się tutaj:
http://victoriavynn.com/
Używaliście już jakichś produktów Victoria Vynn? Piszcie :)

Buziaki,
Moskwa <3